Święte imperium 7

Święte imperium

Rozdział VII

Brielle Durand była lubiana, nie tylko w Estagel ale także w pobliskim Perpingan gdzie uczęszczała do Collège Jean Moulin. Jej aspiracją było zostać nauczycielką i pozostać w okolicy. Jej przyjaciele opisywali ją jako osobę pełną życia, kogoś z kim dobrze spędza się czas, uśmiechniętą i pełną dobrych pomysłów. Znało ją i lubiło całe miasto. Nie było przyjęcia, na które nie zostałaby zaproszona i zazwyczaj to ona była duszą towarzystwa. Nie była jednak zwykłą imprezowiczką – jej miłość do dzieci sprawiła, że wróciła do swojej byłej szkoły podstawowej, tym razem pomagając organizować tam zabawy i szkolne przyjęcia. Bardzo chciałam widzieć ją u nas gdy już skończy studia, mówiła Madame Pauline Trodd, dyrektor szkoły. Jacques Colimon, właściciel cukierni, przyznał, że chciał aby pracowała u niego. Miałbym z dziesięć razy więcej klientów gdyby tu pracowała. Była kochająca, czuła i miła. Kogokolwiek by nie spytać, całe miasto mówiło w ten sam sposób.

Brielle Durand miała dziewiętnaście lat. Nie była tak wysoka jak jej rówieśnicy ale nie należała też do osób niskiego wzrostu. Miała długie blond włosy, proste, które lubiła nosić albo rozpuszczone albo w warkoczu. Czasami zakładała mały kapelusik, co raczej jej pasowało. Ani makijaż ani tipsy nie były czymś czym była kiedykolwiek zainteresowana.

Brielle Durand została znaleziona martwa we wczesnych godzinach poniedziałku po tym, jak jej matka zaalarmowała miasteczko, że nie wróciła do domu na noc z pokazu fajerwerków. Madame Durand obdzwoniła kilka najbliższych koleżanek Brielle, przepraszając, że dzwoni o tak później porze. Później zapytała czy ktoś nie widział jej córki na lokalnych grupach na Facebook i WhatsApp. Od razu posypała się fala postów, ale nikt nie był w stanie powiedzieć nic poza tym, że po fajerwerkach ona i kilka innych dziewcząt, włączając Claire Bojon i Paul’a Canigou, który chciał być jej chłopakiem, opuścili plac razem. Rozeszli się przy przystanku autobusu na wprost piwiarni przy Place Arago, przedłużeniu Avenue du Dr Torreilles, tam gdzie poprzedniego dnia wszyscy razem rozdawali ulotki. Rozmawiali i palili, a potem się rozeszli. Jej przyjaciele twierdzili, że z pewnością poszła w stronę Rue Fournalau. Potem nikt już jej nie widział.

Brielle Durand została znaleziona martwa we wczesnych godzinach poniedziałku na środku cmentarza. Jej ciało było nagie i podrapane. Sekcja zwłok wykazała, że przed śmiercią została zgwałcona, chociaż nie znaleziono w jej pochwie nasienia. Wykazała też, że po gwałcie została spenetrowana tępym, drewnianym narzędziem, które pozostawiło w pochwie drzazgi. Zaleziono ją leżącą na plecach, ze złączonymi nogami. Na piersi trzymała w dłoniach swoją odciętą głowę. Została trzykrotnie ugodzona nożem w klatkę piersiową gdy już dusiła się mając nałożony na głowę gruby plastikowy worek, znaleziony obok jej ciała, który, jak wszystko inne, dokładnie sfotografowano. Noża nie znaleziono.

Ciało Brielle Durand zostało znalezione o trzeciej trzydzieści siedem, w trakcie przeczesywania miasta przez lokalna żandarmerię, wspomaganą przez dwóch konstablów z pobliskiego Tautavel, kolejnych dwóch z Riversaites i pięciu z Perpignan. Całe miasto zebrało się na Place Arago. Madame Durand też tam była, podtrzymywana na duchu przez jej brata Raphaëla i jego żonę Celeste. Wszyscy szeptali. Wszyscy coś mówili. Gdy Madame Durand została zabrana do szpitala w Perpignan wszyscy rozeszli się do domów w prawie zupełnej ciszy.

Rano czterdziestu ubranych w niebieskie koszule speców ze specjalnej grupy dochodzeniowej przyjechało z Montpellier i odgrodziło zarówno cmentarz jak i plac, na którym odbył się koncert i pokaz fajerwerków. Znów robiono zdjęcia i wszyscy w miasteczku, jeden po drugim, zostali przesłuchani na posterunku policji. Wielu widziało mężczyznę, nieznanego im, który podobno niedawno kupił dom w Estagel, jak rozmawiał z nią podczas fajerwerków. Widziano jak opuścił zabawę na długo zanim się skończyła. Dalsze przesłuchania Claire Bojon tylko to potwierdziły, a na dodatek okazało się, że wielu widziało go spacerującego po ulicach i w pobliżu cmentarza, robiącego zdjęcia telefonem. Poranne gazety pełne był zdjęć miasteczka i krótkich wywiadów z mieszkańcami. Policja na razie odmawiała podawania jakichkolwiek szczegółów. Mieszkańcy Estagel mówili o sadystycznym potworze z zewnątrz, ale ufali sobie wzajemnie już trochę mniej. Do wieczora cała historia, przy niemałej pomocy telewizji i prasy, znana była w całym kraju. Nie trzeba było długo czekać by zajmujący się morderstwami reporterzy przypomnieli wszystkim, wielkimi literami na pierwszych stronach, że w ciągu ostatnich dwudziestu lat podobne morderstwa popełniono w Londynie, Paryżu, Rzymie, Madrycie i Pradze, i że bestialskiego mordercy jak dotąd nie złapano.

error: Content is protected !!