Święte imperium 46

Święte imperium

Rozdział XLVI

Jean!

Juliette stała obok otwartych drzwi wagonu, z którego wciąż jeszcze wysiadali pasażerowie. Tłum na peronie spowolnił Jean-Baptiste ale teraz, gdy już ją usłyszał i zauważył, znalazł się przy niej w kilka sekund. 

Przy powitaniu pozwoliła mu się objąć i pocałować w policzek. Podniósł jej walizkę i poszli w kierunku wyjścia. Być może dla kogoś, kto patrzył na peron z góry, mogli wyglądać na parę zagubionych pasażerów, nie do końca pewnych, czy znaleźli się na właściwej stacji, niepewnie podążających ku wyjściu za poprzedzających ich tłumem, niczym dwie zagubione owce niezupełnie przekonane, że należą do tego stada. I choć osoba ta bez wątpienia znajdowała się na pozycji uprzywilejowanej (iluż to wodzów oddałoby bardzo wiele za to, by podczas ich decydujących bitew znaleźć się w miejscu pozwalającym na podobną swobodę oceny sytuacji ich wojsk) to jednak wnioski jakie wyciągnęła nie mogły być bardziej mylne. Zarówno Juliette jak i bardzo szczęśliwy w tej chwili Jean-Baptiste nie mieli najmniejszego zamiaru włączać się w wyciekający z peronu tłum; wręcz przeciwnie, oboje pragnęli jak najszybciej znaleźć się z dala od niego, w zaciszu jakiejś kawiarenki czy restauracji, gdzie nikt by się nimi nie interesował.

Restauracja okazała się lepszym wyborem. Juliette była po podroży głodna i trochę zmęczona. Jean-Baptiste kazał taksówkarzowi zawieźć ich do restauracji w pobliżu jej hotelu i galerii by nie musieli potem marnować czasu na przeciskanie się przez miasto po raz kolejny.

Wystawa już za dwa dni. Mam nadzieję, że wszystko jest jak w porządku.
Zdjęcia już przyszły?
Tak, wczoraj przed południem. Powinny już być na ścianach, tak przynajmniej mówili.
Mogli pstryknąć kilka fotek i ci wysłać, żebyś widziała.
Mogli. Ale jakoś chyba o tym nie pomyśleli. Wpadnę tam zaraz jak się trochę odświeżę.
Twój hotel jest zaraz za rogiem, a galeria trochę dalej po drugiej stronie ulicy. Jak chcesz…
Nie, nie trzeba, naprawdę. Poradzę sobie.
Jak sałatka?
Dobra, nadspodziewanie dobra. Jak wino?
Może być.
Aż tak źle?
Nie, nie jest złe, jest tylko inne. Masz jakiś plan na wieczór?
Mam plan na cały pobyt w Paryżu. Najpierw sprawdzę galerię a potem wanna, wino i dobra książka.
Brzmi doskonale. Przyda ci się towarzystwo?
Nie przyda. Dzisiaj potowarzyszę sobie sama. Spotkamy się na wernisażu, tak jak się umówiliśmy. No chyba, że nie możesz przyjść.
Mogę, oczywiście, że mogę. Przyjdę na pewno.
Świetnie. Jak chcesz, możesz przyjść z kimś.
Przyjdę sam. Chcesz coś jeszcze?
Nie, to na razie wystarczy. Odprowadzisz mnie do hotelu?
No pewnie.

Gdy stanęli przed wejściem do hotelu oddał jej walizkę. Juliette podziękowała mu i znów pozwoliła się pocałować w policzek. Gdy weszła do budynku Jean-Baptiste odwrócił się i szedł wolno przy krawężniku, odurzony kasztanowym zapachem jej włosów, nie mając pojęcia czy jest bardziej wściekły czy szczęśliwy.

error: Content is protected !!