Święte imperium 26

Święte imperium

Rozdział XXVI

– Co z nimi zrobimy? Dobrzy są. Nie można ich tak po prostu zwolnić.
– Myślałem o tym. Nie można. I nie zwolnimy.
– Ma pan jakiś pomysł?
– Otworzymy sieć punktów sprzedaży hurtowej w całej Europie. Moje wina. Kilka innych też. Francja, Chile, Gruzja, może Kalifornia.
– I…?
– Niektórym z nim zaoferujemy w nich pracę. Marketing, PR, dystrybucja, IT, księgowość. Tu w Paryżu, w Lyonie, Marsylii, Tuluzie, Bordeaux, Nantes and kilku innych miastach.
– Rozumiem. Dobrze.
– Na dodatek Kolonia, Monachium, Berlin, Bruksela, Amsterdam, Oslo i Sztokholm. To nie będzie wszystkim odpowiadało, ale większość powinna być zadowolona.
– A… Co z resztą?
– Mamy kilku wysokiej klasy specjalistów; ich powinien wyłapać ktoś w ciągu tygodnia. Ale nie zostawimy ich ot tak. Trzymiesięczna wyplata i mocne referencje.
– To powinno im pomoc.
– To nie wszystko. Już rozmawiałem z szefami kilku firm. Zasugerowałem im kilku z naszych. Na razie oczywiście żadnych nazwisk, jedynie co potrafią. Wygląda mi na natychmiastowe oferty, większość z nich.
– Kiedy pan to zrobił?
– W zeszłym tygodniu. Maile, telefony. Kilka spotkań. Tak więc, jeśli wszystko pójdzie jak należy, zostaniemy jedynie z kilkoma z naszych ludzi, z którymi nie wiemy co zrobić.
– Jeśli pójdzie jak należy…
– Pójdzie. A teraz, jest jeszcze jedna sprawa.
– Co takiego?
– Ty.
– Ja?
– Tak, ty.
– Co ze mną?
– Chcę, żeby pan został. Podkańczał wszystko. We wszystkich biurach.
– A potem?
– A potem… No cóż… został. Wciąż będę pana potrzebował.
– Do czego?
– Naczelny Dyrektor. Będzie mnóstwo pracy. To będzie coś nowego i trzeba będzie o to porządnie zadbać. I wydaje mi się, że to coś dla pana, panie Rivet.
– Jestem detektywem.
– Właśnie dlatego.
– Co pan ma na myśli?
– Ma pan wykurzającą tendencję do planowania wszystkiego i postępowania zgodnie z procedurami. Lubi pan, gdy wszystko jest dobrze zorganizowane. Wymaga pan wydajności.
– Za to zupełnie nic nie wiem o winie, chyba pan tego nie przeoczył.
–  To nie będzie panu potrzebne. Nie będzie pan wybierał win ani ich testował, przynajmniej nie w pracy. Będzie pan utrzymywał firmę w ruchu.
– No nie wiem. Nigdy o czymś takim nie myślałem.
– Rozumiem. Wystarczy panu miesiąc na podjęcie decyzji?
– Miesiąc? Tak, wystarczy.
– No to w porządku. Za dzień czy dwa wyślę panu propozycję kontraktu, żeby miał pan to wszystko czarno na białym, wypłatę i zakres obowiązków. Mam nadzieję, że się pan zgodzi.
– Przyjrzę się temu. Dziękuję za taka możliwość. Doceniam.
– Jednego na drogę?
– Dlaczego nie. Jeszcze raz to samo.
– Kelner!

Dwa kolejne tygodnie wypełnione były zamykaniem biur, których już prawie zupełnie nie potrzebował. Zebrali już wszystkie informacje na temat morderstw, miejsc, mieszkających w pobliżu ludzi, w krajach, gdzie popełniono morderstwa rozmawiali z wieloma osobami, z lekarzami, z policją. W tej chwili Jean-Baptiste najbardziej obawiał się, że kolejne morderstwo może zostać popełnione w każdej chwili, a on wciąż tak naprawdę nie miał niczego konkretnego. Jak gdyby codziennie zaczynali od nowa. Wszystkie poszlaki prowadziły donikąd, więdły wpół drogi, jak gdyby wszystko nagle wyparowało. Dalej nie dało się tak pracować. Nawet znaleziony przez Rivet’a ślad okazał się w końcu mniej niż zadawalający – to był jedynie bezdomny facet, pijany w sztok, na dodatek z mocnym alibi. Jako że była to ich najmocniejsza poszlaka, Jean-Baptiste zdecydował się zakończyć poszukiwania.

error: Content is protected !!