Święte imperium 20

Święte imperium

Rozdział XX

Dochodzenia zazwyczaj przeprowadzane się bardzo dyskretnie, tak aby nie spłoszyć złoczyńcy. Nie tym razem. Jean-Baptiste zdecydował, że świat powinien być na bieżąco, i że ten niegodziwiec powinien wiedzieć, że on nie odpuści. Policja prowadziła to śledztwo po cichu o wiele za długo, tak podobno powiedział.

Użył wszystkich środków, które mogły im dać cokolwiek konkretnego – mediów społecznościowych, gazet, stacji telewizyjnych. Sporządził listę niewyjaśnionych do tej pory przestępstw – takich jak morderstwo w Siennie popełnione osiem lat temu, słynny napad na bank w Norymberdze, zaginięcie piątki na plaży obok miasteczka Verket dwanaście lat temu, zabójstwo Olofa Palme, zamordowanie prostytutki w Zagrzebiu, śmierć rodziny von Sydow w Szwecji (ta sprawa była oczywiście odleglejsza w czasie ale znalazła się na liście by pokazać, że porażki i zaniedbania policji były nagminne), wielki napad na bank w Londynie, sprawę żółtego roweru, gdy kobiecie strzelono prosto w twarz, zamordowanie nadzorcy stacji kolejowej w Republice Czeskiej, przypadek nagiej w pokrzywach, Frankfurcki napad na bank (ten dokonany online, seria potężnych przelewów dokonanych podczas zamknięć sesji) no i oczywiście sprawę wściekłych zabójców z Brabant. Rzeczywista lista nierozwiązanych przypadków była oczywiście znacznie dłuższa. Wiedział, że to nie spodoba się ani policji, ani Interpolowi, ale co tam, oni i tak w niczym nie pomagali.

Tak jak się spodziewał, nadeszło setki tysięcy listów, emaili i zdjęć. Żadne inne miejsce w Paryżu nie miało tyle pracy co jasnozielony budynek na Rue de Montreuil w Versailles. Czterdzieści dwie osoby przesiewały tam całą tę korespondencję. Spamy jeden po drugim lądowały w koszach, inne rzeczy czytano, oglądano wszystkie zdjęcia, mapy, pliki pdf i cokolwiek innego im przysłano. Nadzorowani byli przez wymagającego, pięćdziesięciopięcioletniego Pierra Rivet, byłego szefa Direction Dénérale de la Sécurité Intérieure, który każdego dnia komunikował się z szefami dwóch podobnych biur – jedno znajdowało się w Berlinie a drugie we Wiedniu – pracowali na pełnych obrotach, od dziewiątej do piątej, od poniedziałku do piątku. Od dnia, w którym ich obecny szef, Jean-Baptiste Matin wynajął ten budynek minęły już ponad trzy miesiące, a oni w dalszym ciągu nic nie mieli.

Jean-Baptiste Matin wrócił do Paryża a potem do Estagel by podpisać nowe kontrakty i obejrzeć dwa pola, których zakup doradzał La Rivière. Kupił je, a potem odwiedził w Narbonne sprzedawcę maszyn, gdzie podpisał leasing na kolejne maszyny. Dzięki temu jak La Rivière prowadził jego interesy mógł zapłacić za to pieniędzmi zarobionymi przez winnicę w poprzednim roku. Przed odjazdem, gdy już skończyli jeść obiad w Perpignan, wręczył my nowy kontrakt, z trzydziestoprocentową podwyżką.

Z Perpignan pojechał do Barcelony, gdzie spędził dwa dni. Później poleciał do Madrytu, żeby zobaczyć miejsce, w którym zamordowana została Isabella Pérez. Isabella była pielęgniarką w Hospital Clinico Universitario San Carlos. Ze wszystkich morderstw popełnionych przez tego rzeźnika, to jedno sprawiało policji najwięcej problemów. Jej ciało znaleziono w parku Jaime del Amo, mniej niż sto metrów od jej miejsca pracy. Wracała do domu z popołudniowej zmiany. Dwie godziny późnej znaleziono ją martwą. Jej ciało ułożone było w taki sam sposób jak inne. Park Jaime del Amo jest niewielki, a do tego otoczony kilkoma instytutami, Muzeum Ameryk, Szkolą Aeronautyki i Inżynierii Kosmicznej. Jest tam też Universidad Internacional Menéndez Pelayo i kilka innych instytucji. Dookoła zawsze kręci się pełno ludzi, nawet wieczorem. Jest niemożliwe by nikt nic nie zauważył albo nic nie usłyszał.

Zaraz po drugiej stronie ulicy znajduje się znacznie większy i znacznie bardziej zalesiony Parque del Oeste. Tam popełnienie takiego morderstwa byłoby znacznie łatwiejsze.

– Dokładnie tutaj, tutaj się to stało – powiedział jego przewodnik wskazując na kępę żółtej, wysuszonej trawy – tutaj ją znaleźli.

Jean-Baptiste wpatrywał się w to miejsce przez chwilę. Zrobił kilka zdjęć, podszedł to stojącej blisko grupy drzew, poszedł w kierunku szpitala i wrócił, cały czas robiąc zdjęcia.

– Popatrz na to – powiedział do przewodnika. To otwarte miejsce. Tam ludzie parkują samochody. Ile to będzie, dwieście metrów? Chyba nawet nie.
– To małe miejsce – powiedział przewodnik, nie do końca pojmując, o co mu chodzi.
– On chce być znaleziony. Desperacko chce by go złapano.
– Myślisz, że chce by go złapali? Przewodnik nie był w stanie ukryć swojego zdziwienia.
– To morderstwo to wołanie o pomoc. Nie złapali go tu, więc przestał wołać. Nienawidzi siebie za to co robi, ale nie wie jak przestać. Chce być złapany; Jean-Baptiste powtórzył sam do sobie.

Przełączył aparat w komórce na wideo, spojrzał na ekran i zaczął nagrywać.

To jest wiadomość dla mordercy. Jestem teraz w Madrycie, w parku Jaime del Amo gdzie zamordowałeś Isabellę Pérez. Jestem pewien, że doskonale poznajesz to miejsce – obrócił telefon i powoli przesunął rękę od lewej do prawej tak, by wszystko było doskonale widoczne. Obrócił telefon w swoją stronę. ­– Wiem, że nigdy tego nie chciałeś. Wiem, że chciałeś, żeby cię złapali. Mogę ci pomóc to zatrzymać. Nie jestem twoim wrogiem. Skontaktuj się ze mną, jestem pewien, że to teraz oglądasz. Wziął głęboki oddech. Skontaktuje się ze mną a to – Jean-Baptiste wskazał na miejsce morderstwa – już nigdy się nie powtórzy.

Wrzucając film na portale poczuł głód.

– Masz ochotę coś zjeść? – zapytał przewodnika.
– Trochę. – chłopak odpowiedział i spojrzał na zegarek. Chcesz coś hiszpańskiego?
– Coś hiszpańskiego będzie OK, odpowiedział.

Jechali wzdłuż nowoczesnych, czteropiętrowych budynków, mijając ludzi spacerujących po chodnikach i czekających na przystankach autobusowych. Przejechali przez most ponad suchym korytem rzeki. Potem jego przewodnik przez jakiś czas jechał wzdłuż parku, a po przejechaniu niewielkiego ronda znaleźli się na wielkim pustym parkingu.

– Lago Casa de Campo, powiedział. Jezioro.
– Dobry pomysł, odpowiedział. Robi się zbyt gorąco, przyda się trochę ochłody.
– Nie pływać. Restauracja. El Urogallo.

Przewodnik wskazał w kierunku czerwonego dachu, ledwo zauważalnego za zielonym żywopłotem, otoczonym białymi baldachimami. Błękit jeziora przeświecał pomiędzy drzewami. Usiedli przy stoliku na zewnątrz i zamówili piwo, a dla przewodnika sok pomarańczowy. Rozmawiali o pogodzie, jego pracy, pracy przewodnika, jego planach na wieczór i na jutro, o bezrobociu w Hiszpanii. Kelner zapytał czy byli gotowi złożyć zamówienie. Przewodnik powiedział coś bardzo szybko po hiszpańsku, czego nie zrozumiał, a co później okazało się smakowicie wyglądającą rybą w bogatej sałatce. Był już naprawdę głodny i zamówił, pomimo gorąca, polędwicę z Ensalada Urogallo i jeszcze jedno piwo. Jedli i rozmawiali ponad godzinę. Później przewodnik pokonał pół miasta by zawieźć go na lotnisko. Zanim zapadła noc był z powrotem w Paryżu.

error: Content is protected !!