Święte imperium 14

Święte imperium

Rozdział XIV

Znasz kawalek „Gimme a bullet to bite on”? Nie? Cóż, idzie to mniej więcej tak:

Znała słowa
Wiedziała jak
Jak dać mi znać
Znała te grę
Wiedziała jak grać
Dała mi w kość
Powiedziała „Ty w swoją stronę idź
Ja pójdę w moją
To zacznie się tak”
Doktorze
Nie ma leku
Na mego serca ból

Daj mi pocisk do gryzienia
Bym pożuł coś
Daj mi pocisk do gryzienia
Będę udawał że to ty

i tak dalej, i tak dalej.

Nie śmiej się. To nie zostało napisane żeby dostać Pulitzera. Napisano ten tekst by zadowolić fanów AC/DC, heavymetalowego zespołu. Żeby utożsamiali się z tym tekstem, a nie żeby walczyć o nagrody literackie. Dla nas ważne jest, że tego dnia ten kawałek leciał w radio. I że Bon Scott, ten skazany już przez fatum piosenkarz, w którymś momencie rozciąga sylabę by dotrzymać kroku rytmowi tego kawałka – rozciąga ją tak bardzo, że aż prawie wyje. Wydaje ci się, że już za chwilę wypadnie z frazy i wpadnie w skrzeczący fałsz, ale bardzo się myślisz – on nagle wraca uderzając dokładnie w ten dźwięk w jaki powinien. Wszystko razem nie trwa nawet dwóch sekund lecz jeśli słuchasz uważnie, nie możesz tego przeoczyć.

Jako osoba uważna i oczytana masz prawo teraz zapytać – a co to do cholery ma wspólnego z opowiadana tu historią? Odpowiedź – nic. Zupełnie nic. Poza tym, że słysząc to zrozumiał, że przez cały czas popełniał błąd.

Wszyscy – policja, ludzie, prywatni detektywi, on sam – popełniali jeden i ten sam, kolosalny błąd. Nic dziwnego, że nigdy nie znaleziono na niego nic wartościowego, nic co przybliżyłoby ich do jego ujęcia. Po raz pierwszy od tamtego poranka w Marsylii na jego ustach zagościł szczery uśmiech. Dopadnę cię skurwielu pomyślał nalewając sobie odrobinę whiskey. Już wkrótce inaczej zaśpiewasz. Czeka cię łabędzi śpiew.

To był dopiero pierwszy, niezauważalny krok, ale sprawił, że od razu poczuł się doskonale, jak gdyby właśnie wygrał swoje własne Austerlitz.

Rozumiem, wierz mi, naprawdę rozumiem. Pragniesz wiedzieć co to było. Chcesz, nie – oczekujesz ode mnie, że ci powiem i to od razu. Daj mi kilka chwil, a wyjawię ci wszystko.

Przez cały czas wszyscy skupiali się na znalezieniu czegoś, co doprowadziłoby ich do mordercy. Budowali i zmieniali jego profile porównując kolejne dziewczyny i doszukując się czegoś, co mogło je w jakiś sposób łączyć, gdy w rzeczywistości nic takiego nie istniało. Miały odmienne włosy, tyłki, nogi, twarze, były chude jak patyk albo grube, niskie i wysokie – były przypadkowymi ofiarami i jedyne co miały ze sobą kiedykolwiek wspólnego to fakt, że zostały w ten sam sposób zamordowane.

Nie, nie sadził, że morderstwa zostały dokonane przez różnych ludzi. Wręcz przeciwnie – mocno wierzył, że stała za nimi jedna i ta sama osoba. Były zbyt identyczne, zbyt dobrze przygotowane i dokonane, z chirurgiczną wręcz precyzją, dokładnie w taki sam sposób. Było niemożliwością by stali za tym odmienni, nieznani sobie ludzie.

Nikt tego przed nim nie zauważył, a jeśli nawet zauważył to nie przyjrzał się temu poważnie. Nie było to ani oczywiste and ukryte pomiędzy tym, co znajdowano na miejscach zbrodni. To co stamtąd podnoszono było jedynie swoistymi, pozostawionymi na widoku publicznym odpadkami, samym krańcem jęku, ostatnią nutą skowytu, która jednocześnie kończyła i dopełniała agonię, jaka pożerała mordercę. Ten potwor był dręczony.

error: Content is protected !!