Szachownica
Jakże piękna i jakże przejrzysta jest.
Ta czarno-biała szachownica, która nam wybrano,
To właśnie tu przegrana zostanie największa z naszych walk, to tu
Zdradziecki but codziennego chleba
Rozgniecie na miazgę Everest naszej nadziei.
Zostaniesz po mnie ty, a po tobie twoje dzieci,
Choć nie ma pewności, wiec i starać się nie ma powodu.
Tak mówił, rozwijając pod sufitem brązowy drut zakazanej anteny,
Jedyny przodek jakiego znałem, mój jedyny łącznik
Z bezdenną otchłanią przeszłości, bez której by mnie nie było.
Gdzieś tam, w tej ciemności, przepadli ci co przyszli przed nami.
Oni też mieli swoje miejsce na tarczy zegara,
Którą wymienia się co kilkadziesiąt lat by nie straszyć dzieci.
Ciemno-żółty, prawie brązowy pokój, radio zagłuszanej Europy,
Dwa wielkie łóżka i ten drut pod sufitem – pamiętam jeszcze
Kilka innych rzeczy, jak się wydaje, znacznie mniej ważnych.
Nie wydało się nic i nie wyszło szydło z worka,
Z ciemnego wora przeszłości, w który wpadamy jak śliwka
Wpada w kompot ścieków tego miasta.