Rozmawiając o tym za dwadzieścia lat Być może wzruszę ramionami Lub uśmiechnę się dziwnie albo skieruję Rozmowę na inne tory, ale teraz
Stoję w kącie nagi, głodny i trzęsę się z zimna, I z całych sił próbuję nie myśleć Że przyjdą tu znowu i jeden po drugim,
Kluczami białych jak śnieg pałek Otworzą we mnie krzyk I będą otwierać tak długo, aż wydam Ich ostatni plon dnia i jałowy, Zostanę rzucony na uginającą się półkę Ich codzinnego spełnienia.