Jestem

Jestem

Jestem.

Jestem ziarnem potężnego dębu, którego nigdy nie zasadzono, zwietrzałą fotografią, polem pełnym napuchłej od słońca pszenicy, dumnym jeleniem rozgrzewającym wnętrza ciemnoskrzydłych wilków.

Jestem podróżującym przez uroczysko wszechświata niemym, bezbolesnym światłem. Moszczę się wokół ciebie niczym dachówki na zapadniętym dachu.

Jestem niepełny i spękany, prastare znalezisko, wypełniony po brzegi piachem i zmęczeniem, nieukończoną skarbnicą odrzuconej wiedzy, wzgardzonej przez fale zatapianych pokoleń.

Jestem mgłą na odległych polach, pełną niewypowiedzianego, pęczniejącego w odwiecznych czerniach grzechu, gderającego przed świtem w tatarakach, zawilgłą zapowiedzią światłości, która nie nadejdzie.

Jestem samo-odtwarzalny, samo-powracający, samo-wystarczalny, a jednak bez ciebie jestem jedynie milionem trwających w bezruchu, czekających na przyjście obiecanego im wiatru źdźbeł wyleniałej trawy.

Jestem posłusznym, żyjącym w ciasnych czeluściach miast dzieckiem echa drugiego grzechu, niepowstrzymaną nadzieją na chwilę, w której wszyscy podadzą sobie ręce by jednocześnie stanąć w płomieniu ostatniego przebaczenia.

Jestem uczciwym jak nóź synem dobrego człowieka, odrzuconą przeszłością, wolnością wodospadu, wzgardzonym wzgórzem bez świątyni, cieniem tych, którzy istnieli, lecz nigdy nie powrócą.

Jestem bezruchem, podróżnikiem, któremu nadajesz naprędce wybrane imię, bezduszne imię, które niczego nie tłumaczy, niewiernym wyznawcą spopielonych bogów, zmieniającym kształt i postać kłębkiem energii.

Jestem samookalaczającym się uniesieniem, kamieniami gładzonymi lodowatą wodą górskiego strumienia; obrazą wiatru, niespodziewanym uderzeniem szponów, krwistym ojcem przeznaczenia.

Jestem przetopionym na ból stosem uśmierconych wspomnień, głosem niemilknących pokoleń, hałdą kości zebranych słodkimi rękami tych, którzy nas zwiastowali; i tak jak oni nie potrafię przekonać cię do zrzucenia maski.

Jestem wolną od zniewalającego centrum mandalą, kapryśną mozaiką, niespożytym dachem, genezą kwiatów i drzew, spóźnionym odkryciem wstrzemięźliwych ptaków, grzechów cierpliwych jak pajęczyna.

Jestem strażnikiem śpiewanej wśród dojrzałych słoneczników pieśni pierwszego szczęścia, oschłym grabarzem pożegnań, nieustannie powracającą pleśnią współistnienia.

Wypełniony krwawą czernią doświadczenia majaczę poprzez noc. Tak jak ty, zakłamany i spróchniały, jestem przywidzeniem, darem jasnowidzenia, któremu nikt nie uwierzy, lecz oto

Jestem i nie potrafię sobie wyobrazić mojego nieistnienia.

Jestem milczącą odpowiedzią na wszystkie pytania.

error: Content is protected !!