BIel

Biel

wygłodniałe podbrzusze największej z walk naszego czasu
Tępy kolczasty plac gdzie wszyscy z nas ponownie przegrają

Zieleń bierny niewolniczy smak ułudy
Zobojętniały na sny sumienia apatyczny szmaragd

Żółć pożyteczne bezprawie ustatkowanego chaosu
Żaglowce przed świtem miniaturowe słoneczniki

Czerwień opustoszałe akwedukty pocieszeń
Michałociche pęknięcia wiary konfraternia win

Błękit głód bezpłodnych deszczy dzielnica zapomnienia
Dłonie wylęknionych starców pękające w posadach

Wreszcie brąz ciemność jawnej zdrady odwrócenie wzroku
Symfonia małomównych ciał strąconych przed zwiędłe ambony

Unieruchomiony jak skała przykuty do niechętnych chmur
Synu dobrego człowieka człowieka otwartych luster

Przyznaj więc iż prawdą jest że prawda istnieje
Jedynie w świecie matematyki

Że jesteśmy skazani na odcienie szarości
Że nikt już nie skupia się na sierotach ciepła

Na tych którzy odparowali w rozbłyskach olśnienia
Całe połacie nadziei leżą martwym pokotem

Jaką karę wymierzyć temu kto wymyślił świętość
Jakiej nagrody czekać tkwiąc w nieobecności

To kim teraz jesteśmy jest jedyną prawdą
Upłynęło tak wiele a mnie wciąż porusza

Naiwność tamtego dziecka mała stopa
Dławiąca starego węża

error: Content is protected !!