Święte imperium
Rozdział XLIII
Jean-Baptiste postawił przed sobą dość rygorystyczne zadanie pisania codziennie, od ósmej rano do szóstej po południu, pozwalając sobie jedynie na godzinną przerwę na lunch o drugiej trzydzieści. Jeśli nie liczyć wpadania tam pod wieczór w piątki, tuż przed zakończeniem pracy, nie przychodził już na pola. Poza tym zupełnie nie wychodził z domu. Chociaż Jérôme robił co mógł, by ją uspokoić, Madame Lavigne bardzo się o niego martwiła.
Historia była spisana w pierwszym tygodniu października. Jean-Baptiste zdecydował się na odłożenie jej na jakiś czas; planował wrócić do niej mniej więcej po miesiącu, gdy już przestanie mu to wszystko siedzieć w głowie i będzie miał większe szanse na wyłowienie słabszych miejsc, i – taką miał nadzieję – napisze je lepiej.
Była już połowa października. Poza rzadkimi deszczami pogoda przez cały czas zbiorów była doskonała. Jean-Baptiste i Jérôme stali na skraju pola, przyglądając się idącym ku nim pracownikom. Ostatni traktor oddalał się, zjeżdżając wolno z pola w innym kierunku. Zbiór dobiegł końca. Następnego dnia każdy z nich będzie mógł wyspać się do woli. Oczywiście pod warunkiem, że wszyscy znów pojawią się na polu o trzeciej, gdy rozpocznie się przyjęcie.